„Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu” – ta gminna anegdota zupełnie nie ma odzwierciedlenia w przypadku firmy Zbiwan, w której działalność i sukces mają wpływ już trzy pokolenia.
Historia firmy Zbiwan zaczyna się w 1969 roku, kiedy to 23-letni Zbigniew rozpoczął działalność jako Zakład Instalatorstwa Sanitarnego. Uparty charakter i determinacja, aby utrzymać rodzinę pozwalają pozostać na rynku, a zebrane doświadczenie w branży instalacyjnej ułatwia otworzenie punktu handlowego.
Pierwszy sklep powstaje w 1992 roku i tak rozpoczyna się historia firmy ZBIWAN. Nazwa wskazuje na przywiązanie do wartości rodzinnych oraz partnerstwo z żoną, gdyż jest ona stworzona poprzez połączenie imion małżonków – Zbigniewa oraz Wandy.
Wanda przez wiele lat pracowała w handlu. Później, gdy córka szła do szkoły, otworzyła magiel. – Mąż zaczynał od noszenia torby monterskiej i pukania od drzwi do drzwi w poszukiwaniu zleceń na instalatorstwo sanitarne. Później założył zakład hydrauliczny. Po godzinach pomagał mi w maglu. W 1992 r. poprosił mnie, bym mu pomogła. Założyliśmy sklep – wspomina.
To był dla niej bardzo trudny okres. Płakała, bała się, że sobie nie poradzi. – Rzuciłam się na głęboką wodę zupełnie nie znając się na branży. Mąż dużo jeździł po zaopatrzenie, a ja modliłam się żeby w tym czasie nikt nie przyszedł na zakupy… – mówi. Dobrze pamięta, jak dostarczono jej całą furę kształtek i wysypano przed sklepem. – Musiałam je porozdzielać. Wpadłam na pomysł i przymierzałam je… na palcach. Na mały wchodziła ta o średnicy 10 mm, na środkowy 15 mm, a na dwa palce ¾ cala – śmieje się demonstrując swój sposób. – I tak siedziałam jak Kopciuszek przebierając stos kształtek.
Za każdym razem gdy mąż tłumaczył coś klientowi słuchała i zapamiętywała. Po roku była w stanie doradzać fachowcom! – Ileż razy słyszałam zdziwienie hydraulika i pytanie „a skąd pani to wie?”. Odpowiadałam wtedy dumnie „nauczyłam się od takich jak wy” – mówi z dumą pani Wanda.
Firma się powiększała, pracy było coraz więcej. Kiedy na świecie pojawiły się wnuczęta, bliźniaki Sandra i Krystian, nie mogła się spełniać w roli babci. – Zamiast odprowadzać do przedszkola i bawić się, musiałam dbać o firmę – wyznaje z żalem. I choć to dziwne, to bardziej Sandra niż jej brat, przejawiała zainteresowanie zajęciem dziadków i talenty techniczne. – Ale kiedy mieliśmy po 6 lat i prosiliśmy dziadka żeby dał nam jakąś pracę, on przyniósł nam… miotły i kazał zamiatać plac! – uśmiecha się Sandra. On jednak dobrze wiedział co robi, bo firmę trzeba poznawać od podszewki.
Gdy wnuczęta miały po 11 lat wyjechali z rodzicami na drugi koniec Polski. – Widywałam ich tylko w święta. To był trudny czas, bardzo za nimi tęskniłam – wyznaje pani Wanda. Zastanawiali się z mężem co będzie dalej z ich firmą. Córka pracowała z nimi tylko przez chwilę, przed wyjazdem, więc nie mieli komu jej przekazać. Ale Sandra powróciła do Olsztyna na studia. – Dziadek próbował mnie przekonać żebym poszła na instalatorstwo sanitarne. Mówił, że będę miała dobry fach w ręku. Ale ja nawet nie chciałam o tym słyszeć! – wspomina dziewczyna.
Skończyła edukację artystyczną i filozofię. Ale przez lata studiów podpatrywała pracę dziadków. – Miałam swoje nowatorskie pomysły, które chciałam wdrożyć. Ale babcię, przepraszam, szefową, bo tak do niej tu mówię, nie było łatwo przekonać – śmieje się Sandra. Pani Wanda słuchała jednak z zaciekawieniem i powoli pozwalała wprowadzać innowacje. – Ale wnuczka zaczynała od sklepu, żeby dobrze zapoznać się z branżą. I dla niej nie było to łatwe. Czasami słyszała od klienta „ – A co ty mi dziewczynko doradzisz? Ja wolę żeby mnie ten pan obsłużył”. Ona jednak z uporem podobnym do babci uczyła się i zaskakiwała profesjonalizmem. – Dopiero gdy tam się sprawdziła dopuściliśmy ją do większego kalibru biznesu, czyli do hurtowni – wspomina pani Wanda.
Dziś Sandra, jak mówi jej babcia, trzęsie firmą – Zagląda tam, gdzie ani ja, ani mąż nigdy nie zaglądaliśmy – chwali ją pani Wanda. Widzi, że w swoim uporze i ambicjach jest do niej podobna. Dlatego nie ma już dziś obaw o to, kto dalej poprowadzi ich firmę – Nadrobiłyśmy już z nawiązką te lata oddalenia. Teraz mogę cieszyć się Sandrą i w pracy i w domu – cieszy się pani Wanda.
Tekst wywiadu zaczerpnięty z magazynu Tina.
Udostępnij post